czwartek, 23 sierpnia 2012

Dzień 4/1

   Zalogowałem się i ruszyłem w dalszą podróż, sam bo mój towarzysz wyruszył w drogę już wcześniej.
Chciałem zrobić wyprawę do Czarnogórska, a więc dosyć niebezpieczną.  Lecz w połowie drogi dowiedziałem się od teamu że na Skalistej Wyspie jakaś grupa ma bazę, i jest tam motorówka i 2 namioty z niezłym wyposażeniem. Więc zmieniłem mój kierunek biegu i skierowałem się na południowy wschód.
Kolega zaoferował się że przypłynie po mnie motorówką. Ja biegłem już dłuższy czas i szczerze mówiąc, za bardzo nie orientowałem się w terenie, nawet nie wiedziałem czy już minąłem Elektrozavodsk. Lecz po paru dłuższych chwilach ujrzałem port w Elektro, byłem tu umówiony z kumplem. Po jakimś czasie zobaczyłem jego łódkę, więc wskoczyłem i popłynęliśmy z powrotem na skalistą wyspę. Podróż zajęła nam jakieś 5 minut, ponieważ motorówka osiągała całkiem niezłe prędkości. Na wyspie spotkaliśmy się z kolejną osobą z teamu, było nas trzech. schowaliśmy łódź za skałami, i poszliśmy ograbić namioty. Przy pierwszym zdobyłem GPS, Gogle noktowizyjne, kompas,mapę i karabin m4 CCO SD z 3 magazynkami. Drugi namiot wyczyścili już koledzy, zostało 7 kawałków mięsa,które zabrałem i upiekłem. Przy powrocie do pierwszego namiotu, zobaczyliśmy przed nim leżącego snajpera! Szybkie rozeznanie w teamie i okazało się że to nikt z naszych, kolega posłał mu kulę z wyciszonego m4. Sprawdziłem jego ciało, lecz jego imię to ''unknown''.
Obszukaliśmy jego ciało, zatankowaliśmy motorówkę jednym kanistrem, i wyruszyliśmy w drogę powrotną na ląd, mieliśmy do uratowania kolegę z teamu na północno-zachodnim lotnisku. Po 10 minutach beztroskiego sunięcia po oceanie, zorientowałem się że coś jest nie tak... Widzieliśmy ląd, ale w ogóle się do niego nie zbliżaliśmy. Paliwo było już prawie na rezerwie. Wsiadłem na miejsce kierowcy,wyjąłem GPS i ustaliliśmy naszą pozycję. Byliśmy poza mapą,a do lądu było 7 kilometrów, a nam kończyła się rezerwa.
Po jakimś czasie łódka przestała płynąć w ogóle,stała w miejscu. Nic innego nie przychodziło nam do głowy, poza tym aby wskoczyć do wody i płynąć. Tak też zrobiliśmy, ja z kolegą płynęliśmy ramie w ramie, a jeden został trochę w tyle. Zauważyłem że się już praktycznie wyziębiłem, kolega też. Ja zacząłem kaszleć i zaczęło mi ubywać krwi, mój sojusznik miał więcej szczęścia bo nie był chory i miał cały czas stały poziom krwi.
Płynęliśmy tak z dobre pół godziny, jak nie więcej, wyobraźcie to sobie, około 7 kilometrów samego morza.
Nawet nie wiecie jaką czułem radość dotykając lądu stopami! Chwilę później dołączył do mnie mój team, i weszliśmy do lasu. Rozpaliliśmy ognisko żeby się ogrzać po dłuuugiej podróży w wodzie, ja wziąłem antybiotyki i zjadłem trochę mięsa. Klika minut później biegliśmy już na północne lotnisko. Podróż przebiegała gładko, lecz niestety serwer padł i zmuszeni byliśmy przenieść się na inny. Była noc, więc zadowoleni zrobiliśmy użytek z swoich noktowizorów. W końcu dotarliśmy na lotnisko, było cicho i spokojnie. W pewnym momencie na samym środku pasa startowego, zobaczyłem rozbity helikopter!
W nim amunicja,leki,broń i kolejne gogle. Ale znalazłem też strój kamuflujący, który założyłem. Po zbadaniu wraku przystąpiliśmy do akcji ratunkowej.
Jeden z nas ocucił i zabandażował rannego, a ja z drugim kolegą osłanialiśmy ich przed nadbiegającymi zedami. Po udanej akcji ratunkowej jeden z nas, snajper ''przypadkowo'' strzelił z m107, w efekcie czego zleciała się cała horda. Uporaliśmy się z nimi w hangarach, następnie zaczęliśmy przeszukiwać całe lotnisko.
Przy drugim z baraków znaleźliśmy namiot, a w nim dwie m16-stki, amunicje i jedzenie. Postanowiliśmy że przy namiocie urządzimy odpoczynek...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz